poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Kłuszyn - 1610 r.

Trwa ożywiona i namiętna dyskusja w przedmiocie - świętować 1 sierpnia, czy nie świętować? Czy to bezprzykładna klęska , czy bezprzykładny dowód odwagi i poświęcenia? Zapewne jedno i drugie zarazem. Ta ocena zależy od stanu wiedzy i emocjonalnego nastawienia. I ja nie chciałbym i nie jestem w stanie tego rozstrzygnąć. Sa jednak głosy, że naprawdę mamy co świętować. Jako przykład red. R. Ziemkiewicz podaje np. Kłuszyn.
W n-rze 4-m z 2006 r. kłodzkiej Gazety Prowincjonalnej przytoczyłem za śp. Zofią Kossak okoliczności tej "potrzeby". A ponieważ jakoś ten tekst nie trafił do archiwum internetowego, to sądzę, iż warto go przypomnieć. Tym bardziej, że Rosjanie umyślili sobie świętować wymordowanie Polaków na Kremlu, na który ich sami wprowadzili dwa lata wcześniej.
"... Pan Hetman /Stanisław Żólkiewski/ siedział w namiocie swoim sam pogrążony w myślach. Brak odpowiedzi i jakiejkolwiek instrukcji od króla męczyła go nieznośnie. Dziewięć niedziel z górą minęło od kłuszyńskiej potrzeby, a dotąd ni wiadomości ni dyrektywy żadnej nie otrzymał. Liczni jego posłańcy tonęli w obozie królewskim i nie powracali. Wypadki zaś nie chciały czekać opieszałej decyzji króla Zygmunta. Z chwilą gdy bojarowie sami postrzygli w mnichy cara Wasyla Szujskiego i poselstwo do hetmana wysłali, trzeba było albo tron carski imieniem królewicza Władysława przyjąć i Moskwę obsadzić, albo zezwolić na zdobycie jej przez Dymitra Szalbierza, który w tym czasie, dufny w pomoc Zarudzkiego, znów wypłynął na widownię. Bystrym umysłem ogarniając ważność dziejowego momentu, hetman wszedł do Moskwy, nie czekając na rozkazy, które nadchodzić nie chciały. Własnym przekonaniem wiedziony, budował na swoją rękę olbrzymie dzieło, przed którego wielkością sam korzył się i truchlał, niby przed cudem... "Nie moje ramiona to dżwignęły - powtarzał sobie nieustannie - jeno moc Boża obróciła tak niezmyślenie umysły tego narodu ku nam... " Widząc w przedziwnym rozpędzie wypadków wyrażne rozkazanie Boże, szedł w przód, wielki inkarnator Jagiellońskiej idei braterstwa narodów, idei zdolnej przeobrazić i zmienić Europę. A idąc, w szlachetnej swej duszy znajdował bez trudu postępowanie, jakiego chwila wymagała, słowa potrzebne, jedyne, które nieufną Moskwę przekonać mogły o jego szczerości i prawdzie. Nie wprowadził wojsk do stolicy, aż na prośbę bojarów. Nie obsadził załogami oddających mu się z dobrawoli zamków. Sąd ustanowił sprawiedliwy, a surowszy dla swoich niżli dla miejscowych. Uszanował świętości ruskie, niezmierną wrażliwość ciemnego tłumu na punkcie swoich obrządków i zwyczajów. Ujednał sobie i dla swej myśli pozyskał starego patriarchę, niechętnego zrazu, a z nim całe duchowieństwo. Zaprowadził w stolicy nie widziany od kilkudziesięciu lat bezpieczny spokój i ład... By jeszcze sto lat Jagiellonowie rządzili, nie ostałby cień różnicy między Polakiem a Ruskim... Połączyłyby się, zlały w jedno umysły i wiara. Cóż zaś dzisiaj? Och, lepiej nie myśleć, nie myśleć..."
Zofia Kossak "Złota wolność", 1928 r., IW "Pax" 1972 r.
I jeszcze Adam Pawełczyński /"Głos" 28 z 2005 r. - "4 lipca 1610 r. jest do dzisiaj dniem największej żałoby w armii rosyjskiej. Nadto z całym szacunkiem dla innych polskich zwycięstw, to 4 lipca - rocznica zwycięstwa tysiąclecia, rocznica bitwy pod Kłuszynem, największy symbol Polski mocarstwowej - powinien w IV Rzeczypospolitej zostać ustanowiony Dniem Chwały Oręża Polskiego".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz